Rozdział II - O sobie

 

Rozdział II - O sobie

         Pochodzę z tradycyjnej rodziny katolickiej. Dzieciństwo miałam smutne, dokuczała mi samotność i tęsknota za rodziną. Wciąż obcy ludzie wokół mnie, wciąż  wyjazdy w nieznane, łzy pożegnań z bliskimi i odnajdywanie się w nowej, trudnej rzeczywistości.

Miałam słabe zdrowie i od najmłodszych lat przybywałam poza domem w różnych sanatoriach dla dzieci. Skończyło się to wraz z pójściem do szkoły.

Moja dziecięca wiara była szczera i prosta, ale jeszcze nie była zakorzeniona w doświadczeniu Boga. Była oparta tylko na tradycji przekazanej mi przez rodziców i dlatego nie starczyło jej na długo.

Kiedyś, jako nastoletnia dziewczyna byłam poza Krakowem w drewnianym, starym domku pośród lasu. Zerwała się straszna burza z piorunami. Dom nie miał  zabezpieczenia przed piorunami, ponieważ gospodarze nie dbali o to. Sami mieszkali w dużym murowanym domu, a stary domek wynajmowali wczasowiczom. Nie wiem skąd znalazłam tam Pismo Święte. Była noc, ale było  tak jasno od piorunów, że właściwie  nie potrzebowałam latarki. Zaczęłam czytać  i patrzeć sercem na Pana Jezusa, na Jego poświecenie, na Jego miłość, na Jego śmierć na krzyżu i coś się we mnie zmieniło. Czułam, że przez strony Pisma Świętego mówi do mnie sam Jezus i że rozumiem to, co do mnie mówi. A mówił o tym, że jest miłością, że żyje, że umarł za mnie na krzyżu i chce, abym uwierzyła w Niego. Burza ustała, było już bardzo późno, a ja nadal trzymałam  w rękach Pismo Święte i nie mogłam się od niego oderwać.

Potem rozpoczął się dla mnie czas rekolekcji wakacyjnych w Ruchu Światło- Życie. Piękne chwile – wspólna modlitwa, śpiew, wycieczki, ogniska, nowi ludzie – radośni, z miłością w sercu do Boga i ludzi. Niestety podczas jednych z takich rekolekcji, gdzieś w górach, stało się coś nieoczekiwanego. Było to w kościele przed mszą św. Poczułam nagły ból brzucha, niepokój, wyszłam z kościoła, czułam się bardzo źle. Dolegliwości powoli ustępowały, ale nie do końca. Część  z nich została i to na długo, bo na 42 lata, pomimo wielu wizyt lekarskich  i różnych metod leczenia. Zaliczyłam także kilku tzw. uzdrowicieli, bioenergoterapeutów, otarłam się o okultyzm, próbowałam homeopatii. Nic to nie pomogło. Było chyba gorzej, bo zaczęłam prosić Pana Boga o śmierć.

Od tamtej chwili świat dla mnie poszarzał. To tak, jakby zatrzymać ptaka w locie i nie pozwolić mu dalej wzbijać się  do góry.

Pytałam – Boże, dlaczego ? Przecież byłam na rekolekcjach, nie zrobiłam nic złego. Ale odpowiedzi nie było. Zaczęłam żyć ze spuszczoną głową, smutna i w poczuciu bezradności w stosunku do mojej trudnej sytuacji, w której się znalazłam. Ale Bóg mnie nie opuścił. Moja przyjaciółka z liceum  bardzo mnie wspierała, nie pozostawiała mi ani chwili na to, aby się smucić.

Przy niej nie można było się niczym martwić, wciąż żartowałyśmy i śmiałyśmy się. Nikt, kto patrzył na nas, nie przypuszczałby, że we mnie jest  tyle  smutku i  udręczenia. A ja robiłam wszystko, aby zapomnieć, że żyję. Lata licealne dobiegały końca i przyszedł czas na ważne decyzje życiowe.

I znów przechodziłam bardzo trudne chwile. Rozstałam się z przyjaciółmi, oblałam egzamin na studia i nie wiedziałam, co robić dalej. Wróciły też wątpliwości, co do wiary w Boga. Musiałam  odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: czy uwierzyć w Boga i pójść Jego drogą, czy iść przez życie bez Niego. Wahając się, wybrałam się na procesję  Bożego Ciała w Krakowie z Wawelu na Skałkę. Stałam na brzegu chodnika i patrzyłam jak ogromna rzesza ludzi w habitach i sutannach przesuwa się przed moimi oczami w skupieniu i jakiejś głębokiej wewnętrznej ciszy. Były to lata 80 – te. W  procesji uczestniczyły chyba wszystkie zakony męskie i żeńskie z Krakowa i okolic, księża i chyba klerycy. Patrzyłam na młode dziewczyny, postulantki czy nowicjuszki i zastanawiałam się nad tym, czy wszyscy oni ulegli złudzeniu, że Bóg istnieje? Jak można poświęcić temu złudzeniu całe swoje życie?

Szukałam odpowiedzi na te pytania chodząc regularnie na Mszę św. i przyjmując Komunię św. Z czasem w moim sercu zaczął panować pokój i wróciła wiara. Zrozumiałam, że Bóg  jest na prawdę i że jest mi bardzo bliski poprzez Jezusa Chrystusa, którego przyjmuję do serca w Eucharystii. Zrozumiałam, że już tyle pokoleń ludzi usłyszało Jego głos w swoim sercu i odczuło Jego miłość, a nawet poświęciło Jemu całe swoje życie.

Nie mogło więc być pomyłki. Gdyby Bóg nie istniał, a Jezus nie przychodził na prawdę do serc ludzi w Eucharystii, to wiara w Boga zanikła by szybko, już po kilku pokoleniach, a ona trwa nadal. Nowi ludzi wciąż odczuwają obecność żywego Jezusa w swoim sercu, a On ich prowadzi do Siebie. Uwierzyłam w Jezusa Chrystusa. Uwierzyłam w Bożą miłość do mnie.

W następnym roku dostałam się na upragnione studia, przyszły nowe przyjaźnie, przyszła miłość do mojego przyszłego męża.

Kiedy zdawałam po raz drugi na studia, zabrakło mi jednego punktu. Pojechałam szukać  wolnego miejsca na podobnym kierunku poza Krakowem. Wybrałam się do Lublina. Pociąg jechał długo i zanim załatwiłam swoje sprawy na uczelni, zrobiło się szaro. Wróciłam na dworzec i dowiedziałam się, że ostatni pociąg do Krakowa właśnie odjechał, a następny będzie dopiero jutro rano. Szłam przez nieznane ulice, przed siebie i pytałam Boże – gdzie mam pójść ? Jest już prawie ciemno. Jestem sama w obcym mieście. Minęłam jaskrawy napis – Hotel, przed którym stało kilku mężczyzn i patrzyło z zainteresowaniem na przechodniów. Nie weszłam do środka. Nagle przyszła mi myśl, zapytam przechodzącą kobietę o najbliższy kościół. Okazało się, że prawie przed nim stoję. Pomyślałam sobie, że bezpieczniej będzie przenocować w kościele, schowana pod ławką niż w niepewnym hotelu.

Weszłam do kościoła i zdziwiłam się, że tak dużo ludzi przyszło w dzień powszedni na nabożeństwo. Skierowałam się do bocznej nawy i wybrałam ławkę, na której przenocuję po zamknięciu kościoła. Msza była bardzo uroczysta. Jakieś sztandary, biskup, rozmodleni ludzie, a ja myślałam tylko o dobrym i bezpiecznym noclegu. Po błogosławieństwie, jakiś ksiądz podszedł do mikrofonu i powiedział coś, w co nie mogłam uwierzyć i nadal nie mogę. Zaprosił wszystkich pielgrzymów do sali obok zakrystii, gdzie przygotowane są łóżka, koce i ciepła herbata. Okazało się, że w tym kościele znajdują się relikwie Krzyża Świętego, a właśnie jutro przypada Święto Podwyższenia Krzyża i pielgrzymi z różnych stron przybyli na to jutrzejsze święto. Nie słyszałam wcześniej o takim święcie, ale od tego czasu stało się ono wyjątkowo bliskie mojemu sercu.

Spało mi się średnio, bo starsze panie strasznie chrapały, a pobudka była koło piątej rano. Poza tym byłam nadal pod ogromnym wrażeniem tego, co się wydarzyło, bo zamiast spać ukryta na ławce kościelnej miałam pryczę z kocem i ciepłą herbatę. Dla mnie to był po prostu – cud !

Kilka dni po powrocie do domu dostałam zawiadomienie o przyjęciu mnie na studia w Krakowie .

Pragnę napisać jeszcze o jednym wydarzeniu z mojego życia.

Był  rok 2009, byłam szczęśliwą mężatką, miałam nastoletnią kochaną córkę i dobrą, choć trudną pracę . W miarę regularnie modliłam się  z moją siostrą. Ale, od jakiegoś czasu, czułam się słabsza, zaczęłam odczuwać jakieś nieokreślone dolegliwości brzuszne, traciłam apetyt i  wszyscy dokoła twierdzili, że źle wyglądam. Zdecydowałam się na badania. Badanie USG jamy brzusznej uwidoczniło dużego guza /8 cm/w miednicy małej, oraz obecność krwi w jamie Douglasa. Kolejne badania  w szpitalu potwierdziły rozpoznanie, a lekarz, który  przez 2 tygodnie leczył mnie  bez skutku, zdecydował się na operację. Jak się okazało, wyznaczony termin operacji  wypadł w przeddzień Święta Matki Bożej z Lourdes. Byłam słaba, i tak załamana, że nie potrafiłam się modlić. Przychodziłam do szpitalnej kaplicy i siedziałam ze łzami w oczach. Natomiast moja rodzina  wraz z moją siostrą rozpoczęła szturm do nieba. O moje uzdrowienie modliło się wiele osób, ponieważ moja siostra  zaalarmowała wszystkich, kogo tylko mogła .

Po około 2 tygodniach  siostra oznajmiła mi, że powinnam zrobić ponowne  badanie USG. Ja również zauważyłam dziwną poprawę.

Bóle brzucha prawie ustąpiły i mogłam już jeść. Wróciłam do szpitala i odnalazłam doktora, z którym byłam umówiona na operację. Poprosiłam go, żeby zbadał mnie ponownie, bo czuję się lepiej. Badanie trwało długo, a doktor nic nie mówił tylko patrzył w ekran monitora, dokonując wielokrotnie pomiarów.

Po dłuższej ciszy powiedział, że nie wie jak to się stało, ale guz jest o połowę mniejszy i że lepiej poczekać jeszcze z tą operacją. Przy pożegnaniu powiedziałam mu, że wiele ludzi modli się za mnie. Więcej się z doktorem nie spotkałam. Po miesiącu zrobiłam kontrolne badania, ale tym razem w Instytucie Onkologii, aby ustalić jak ma przebiegać moje dalsze leczenie.

Lekarz, który mnie badał  był bardzo zdziwiony, o jakim guzie ja mówię i chyba by w niego w ogóle nie uwierzył, gdyby nie to, że miałam przy sobie wyniki badań USG i rezonansu magnetycznego. Na zakończenie powiedział krótko: –”Ja tu nic nie widzę”.

Wiem, że Pan Jezus uzdrowił mnie cudownie przez wstawiennictwo Matki Bożej z Lourdes. Doświadczyłam Jego łaski uzdrowienia, abym świadczyła o tym, że On żyje i działa. Doświadczyłam Jego miłości uzdrawiającej.

Pisałam wcześniej o dolegliwościach  brzusznych, które rozpoczęły się w młodości, podczas rekolekcji wakacyjnych  i trwały prawie 42 lata.

Zanim ustąpiły przeszłam długą  drogę uzdrowienia wewnętrznego. Bardzo pomocne były mi wszystkie pouczenia, które otrzymałam z Nieba, ale samo  uzdrowienie fizyczne dokonało się faktycznie poprzez Eucharystię i modlitwę podczas  Mszy Świętych z Modlitwą Uwielbienia i Uzdrowienia w mojej parafii, na które uczęszczałam regularnie przez kilka lat, za które jestem ogromnie wdzięczna Księdzu Proboszczowi i Księdzu Janowi.

Seminarium Odnowy Wiary umożliwiło mi oczyszczenie z okultyzmu. Ponadto przeszłam również długie i bardzo dotkliwe oczyszczenie serca. Podczas tego oczyszczenia oddałam siebie i swoje życie Jezusowi, aby był moim jedynym Panem.

Jezus jest dla mnie Bogiem bliskim, miłosiernym i wszechmocnym. Kiedy pobłądzę, czy podejmę złe decyzje, czy uczynię coś złego w swojej głupocie czy słabości, wtedy szybko biegnę do Jezusa ze skruszonym sercem i proszę, aby mi przebaczył i naprawił to, co zepsułam, sprowadził mnie na nowo na Bożą drogę, przemienił Swoją cudowną łaską „moje skruszone zło ” w dobro. Jest wszechmocny, wiec wszystko może uczynić. I tak się dzieje. Zawsze poucza mnie z cierpliwością i miłosierdziem i ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro. Czeka tylko, aż zrozumiem, że źle uczyniłam i z pokorą przyznam się do winy. Wtedy okazuje mi Swoje wielkie miłosierdzie. Kocham Go i dobrze mi iść z Nim przez życie. Daje Mi radość i siłę. Ufam Mu i z Nim jestem spokojna.

W dniu 3 maja 2019 oddałam siebie Matce Bożej, która dużo wcześniej zaprosiła mnie Swojego Dzieła Ratowania Biednych Grzeszników przez Jej Niepokalane Serce. Kim była i jest w moim życiu Matka Boża i co dla mnie uczyniła najlepiej oddaje wiersz, który napisałam dla Niej z wdzięczności i zamieściłam w rozdziale” Wiersze „.Stał się on hymnem naszej grupy. Zmienię go tylko na wersję osobistą, ponieważ każde z tych słów ma dla mnie bardzo głęboką wymowę i przypomina mi konkretne wydarzenia z mojego życia.

O Maryjo, Matko ukochana

Matko, nigdy nie zawiodłaś mnie

Matko cudów, Matko pocieszenia

Matko łaski i ratunku w każdy dzień.

Patrząc na moje życie, trudne i czasem zupełnie niezrozumiałe, mogę stwierdzić z całą pewnością, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, nic, czego nie mógłby odmienić, uleczyć czy jakoś rozwiązać, jeśli tylko cierpliwie i wytrwale będzie się to Jemu powierzać i pozostanie się Mu wiernym.

Mam świadomość, że całe dobro, ale również każdy trud i cierpienie  w moim życiu, po prostu wszystko, było niezwykłą łaską Bożą.

Dziękuję Bogu za to, co mi uczynił. Zachwycona Bożym działaniem wołam w swoim sercu :

Wszystko jest łaską Twoją, Panie!

Na zakończenie muszę przyznać, że nie byłam, ani lepsza, ani gorsza od Was. Doświadczałam tak jak Wy ludzkich słabości. Byłam jedną z Was, pochłonięta pracą, codziennymi obowiązkami domowymi, doświadczana  różnymi  trudnościami i przeciwnościami, obdarowywana chwilami radości i szczęścia.

Taka proza życia, ale było we mnie pragnienie szukania Boga, pragnienie  Jego miłości i bliskości. Niebo przybliżyło się do mnie. Dlaczego ? – nie wiem. Być może byłam mniej pojętnym uczniem w szkole Ewangelii, skoro musiałam mieć lekcje indywidualne. 

Na początku dostawałam słowa duchowego poznania zapewniające mnie o tym, że Jezus mnie kocha, że jest przy Mnie, że nie jestem sama z moimi problemami, że nigdy mnie nie opuści.

Potem przeszłam nauczanie w szkole Maryi, krok po kroku, od podstaw – taki elementarz, połączony z  zadaniami domowymi poprzez które, Matka Boża  zaprosiła mnie i naszą grupę do Swojego Dzieła Ratowania Biednych Grzeszników przez Jej Niepokalane Serce.

Z  czasem te słowa poznania stawały się Bożym prowadzeniem  i pouczeniem w różnych moich problemach duchowych i życiowych.

Na końcu zrozumiałam, że niektóre przesłania nie są tylko dla mnie i naszej grupy, ale powinnam się nimi podzielić z innymi.

Rozpoczynam więc, a Wy przyjmijcie ten mój dar jako dar dla Was. Wsłuchajcie się w Boże pouczenia i skorzystajcie z Bożego prowadzenia.

                                                                                                                                                                                                                                                              Beata

 

[Imię i nazwisko]