Rozdział XV: Cykl Opowiadań - "Posłuchaj"

 

Rozdział XV Cykl opowiadań „Posłuchaj”

14.07.2024

Pan Jezus

Opowiadanie 5 Nie chcę ich utracić, ale zbawić.

Był sobie człowiek, bogaty. Bardzo kochał swoją rodzinę i swoją ojczyznę, ale zapragnął podróżować. Wybrał się więc do dalekiego kraju i tam przebywał przez pewien czas. Kiedy wrócił dostrzegł jak wiele zmieniło się w jego ojczyźnie, w jego domu, w jego rodzinie wśród bliskich i znajomych. Każdy poszedł własną drogą. Wszystko jest inaczej, niż dawniej. Każdy jest zajęty swoimi sprawami, żyje po swojemu. Stwierdził :” Nie mogę tu znaleźć miejsca dla siebie. Nikt mnie nie słucha. Każdy wie lepiej. Żadne rozsądne argumenty nie docierają do ich rozumu. Stali się jak betonowe kolumny – głuche , utwardzone, nie do ruszenia z miejsca. Jak posągi bez serca, bez refleksji, bez życia. Jak tłum, który wykrzykuje swoje hasła i pędzi gdzieś do przodu na oślep raz w jedną, raz w drugą stronę. Zagubili własną osobowość, własną tożsamość. Nie myślą logicznie. Nie potrafią słuchać własnego serca. Odbijają się od brzegu jak fala miotana różnymi ideologiami.”

Patrzę na nich i pytam: „Gdzie jest człowiek? Gdzie jest ich człowieczeństwo? Gdzie jest płomień miłości w ich sercach- cząstka Boga, od którego pochodzą? Są żywi, ale jakby umarli. Kto zamknął ich serca? Kto przyćmił ich umysły, zasłonił im oczy, aby nie widzieli ? Kto pogrążył ich w ciemności, w której miotają się bez celu i bez sensu? Co się wydarzyło, że ich serce tak skamieniało?

Tylko kilka lat, a tak duża zmiana. Muszę obudzić ich z tego koszmarnego snu. Wyrwać z letargu. Rozpalić ich serca. Poprowadzić i wskazać drogę. Przywrócić do życia, życia prawdziwego. Rozświetlić ich ciemności i nauczyć ich kochać na nowo.

Pójdę do każdego z nich i będę mówił do ich serca. Obdaruję ich łaskami, których potrzebują i napełnię ich na nowo moją miłością. Zawołam ich po imieniu, aby zrozumieli, że są dziećmi samego Boga. Mają swoją godność i wartość. Mają uszy, aby usłyszeć mój głos. Mają oczy, aby patrzeć własnymi oczami i dostrzec, co jest dobre, a co złe. Mają rozum i wolę, aby dobrze wybierać. Mają serce- ludzkie serce, aby prawdziwie kochać.

Obudzę ich i na nowo sprowadzę na moje drogi , bo są moimi drogimi dziećmi i płaczę nad nimi. Nie chcę ich utracić, ale zbawić.

7.07.2024

Pan Jezus

Opowiadanie 4 – Ostatnia droga

Był sobie człowiek, bardzo zamożny. Miał dużo sił i dużo pomysłów. Nieźle radził sobie ze wszystkimi problemami. Był dumny ze swoich osiągnięć, ze swojego statusu społecznego i stanu posiadania. Wszyscy go szanowali, pozdrawiali, uśmiechali się do niego i darzyli dobrym słowem i życzliwością. Pewnego dnia zachorował. Choroba szybko odbierała mu siły. Nie był w stanie pracować. Przestał spotykać się z ludźmi. Czuł, że mimo wysiłków lekarzy, jego zdrowie załamuje się coraz bardziej. Zrozumiał, że już czas, aby przygotować się na tą ostatnią drogę w swoim życiu, gdzie cierpienie odbiera radość i pewność siebie, a zgromadzony majątek przestaje mieć jakąkolwiek wartość.

Pewnej nocy przyśnił mu się anioł i powiedział: „Jestem stróżem twojego życia. Chcę bezpiecznie przeprowadzić cię na drugą stronę, tam dokąd zmierzasz. Nie lękaj się, bo tam jest życie szczęśliwe, życie, które się na kończy, życie w radości, życie, które jest przygotowane dla ciebie jako nagroda, ale musisz się o nią postarać. Musisz dobrowolnie wyrzec się wszystkiego, co osiągnąłeś, co zdobyłeś w swoim dotychczasowym życiu. To zadanie nie jest zbyt trudne. Pomogę ci i podpowiem, co musisz zrobić. Potrzeba tylko, abyś posłuchał moich rad i dobrze je wypełnił.

Zgromadzony majątek nie będzie ci potrzebny w przyszłym życiu. Rozdaj go tym, którzy go potrzebują.

Swoją zarozumiałość, pewność siebie, ufność we własne siły oddaj z pokorą Panu Jezusowi i powiedz Mu: „Bądź moim Panem. Zdaję się na Ciebie. Przyjmuję Twoją wolę i ufam Tobie.”

A to, co w życiu, nie było uczynione z miłością, gdzie zabrakło miłości, gdzie miłość została podeptana, wyśmiana, odrzucona, odepchnięta, gdzie zagubiłeś drogę miłości, gdzie skrzywdziłeś człowieka, czy wzgardziłeś miłością Boga i Jego przykazaniami – powierz, ze skruchą i żalem, Miłosiernemu Sercu Pana Jezusa z prośbą o wybaczenie.

Kiedy to uczynisz, przyjdę do ciebie już nie we śnie, lecz na jawie i zaprowadzę cię tam, gdzie nie ma więcej śmierci, gdzie jest wieczna miłość i gdzie Bóg ma swoje królestwo. Pośpiesz się. Nie odkładaj na później, bo kończy się twój czas na ziemi, a ja czekam na twój wybór pomiędzy życiem w królestwie Bożej miłości, a śmiercią wieczną, którą niesie odrzucenie Boga i jego miłości.

30.06.2024

Pan Jezus

Opowiadanie 3 – Wspólna droga

Był człowiek, który pragnął znaleźć przyjaciół – życzliwych, serdecznych, którym może zaufać, którym może powierzyć swoje mienie oraz swoje tajemnice. Takich przyjaciół, którzy go nie zawiodą, nie opuszczą, zawsze przyjdą z pomocą i dobrą radą. Modlił się do Boga o łaskę takiego człowieka. I szukał takiego przyjaciela. Wiele podróżował i poznawał wielu ludzi.

Pewnego dnia spotkał młodego człowieka. Podszedł do niego i nawiązał rozmowę.

-Kim jesteś ? – zapytał.

-Poszukuję celu i sensu życia – odparł młody człowiek.

-Dobrze się składa – odpowiedział człowiek. Ja poszukuję przyjaciela. Pragnę przyjaźni drugiego człowieka.

-Co to jest przyjaźń- odparł młody człowiek – czy może być sensem i celem życia?

-Tak, może, ale musi to być prawdziwa przyjaźń.

-Czy można zaufać drugiemu człowiekowi tak dalece, aby otworzyć przed nim wszystkie swoje sekrety, ujawnić tajemnice, powierzyć mu swoje dobra, swoje sprawy finansowe, obdarzyć bezgranicznym zaufaniem, że nie zawiedzie, nie zdradzi, nie porzuci? – odparł zdziwiony młody człowiek.

-Szukam takiej przyjaźni. Szukam takiego przyjaciela – odpowiedział uradowany.

Młody człowiek spojrzał na niego poważnie i powiedział:

– Szukaj dalej. Ja nie potrafię spełnić twoich wymagań. Jestem młody. Mam niewiele, ale kiedy nabędę spore dobra materialne, kiedy oddasz mi swoje mienie, abym nim rozporządzał, kiedy będę opływał we wszystko bez wysiłku, bez pracy, bez potu, bez trudu zdobywania wszystkiego własnymi rękami, to wówczas moje serce stanie się ociężałe, nasycone, przyzwyczai się do posiadania, stwardnieje, a być może, stanie się zachłanne i zapragnie jeszcze większego bogactwa. Nie chce takiego życia dla siebie. Nie tego szukam.

I odszedł.

Posmutniał człowiek i poszedł szukać dalej. Zastanawiał się, dlaczego tak trudno obdarować kogoś swoim dobrem, obdarować przyjaźnią i swoją obecnością. Tyle pragnę dać, a nikt nie chce przyjąć. Przemierzam kilometry dróg. Rozmawiam z tyloma ludźmi. Odwiedzam różne kraje i wszędzie słyszę : „Idź dalej. Szukaj, gdzie indziej. Wolę pójść swoją drogą. Ja mam swój świat, swoje cele. Nie chcę dla ciebie poświęcić swojego życia. Nie chcę rozporządzać twoimi dobrami.”

Zamyślił się człowiek i powiedział sobie. No tak. Młody, silny, pójdzie własną drogą, bo liczy na własne siły. Ale ubogi, słaby, który nie ma na co liczyć, na czym się oprzeć, może nie odrzuci mojej propozycji.

Szedł dalej drogą i zobaczył ubogiego człowieka, który zbierał gałęzie na skraju lasu. Podszedł do niego i zapytał:

-Czy mogę pomóc?

-Dam sobie radę. Mam jeszcze dużo siły – odparł z uśmiechem.

-Codziennie zbierasz to drewno?

-Tak. To jest moja praca, moje życie. Muszę rozpalić ogień w piecu i ogrzać dom, ugotować jedzenie.

-Czy marzysz o czymś więcej?- kontynuował rozmowę.

-Tak, ale to tylko marzenia- odparł ze smutkiem ubogi człowiek.

– Widzisz, ja szukam przyjaciela, którego pragnę obdarować swoimi dobrami i swoją przyjaźnią. Szukam przyjaciela, który będzie szedł ze mną przez życie, będzie zarządzał moimi dobrami, stosował się do moich rad i wypełniał moje polecenia, a przede wszystkim – nie odrzuci mojej przyjaźni i zawsze pozostanie mi wierny.

Ubogi człowiek popatrzył ze zdziwieniem i zapytał:

-Czy chcesz mnie tak obdarować, pomimo tego, że ja nie mogę ci nic dać w zamian?

-Możesz dać mi bardzo dużo – swoją przyjaźń na całe życie, swoją wierność na całe życie, swoją służbę na całe życie – odparł.

Kim jesteś? -zapytał ubogi człowiek – że miałbym pójść wraz z tobą.

-Jestem Jezus. Twój Pan i twój Bóg, który pragnie twojej przyjaźni, przyjaźni na całe życie.

Ubogi człowiek poczuł niepewność w swoim sercu i powiedział:

-Wiele o Tobie słyszałem, ale Twoja droga prowadziła na krzyż.

-Tak, to prawda. Chcę cię obficie obdarować wszystkimi dobrami, które będą ci potrzebne, aby Mi dobrze służyć, aby nieść Mnie innym ludziom, ale przyjmując Mnie i moją przyjaźń, decydując się na naszą wspólną drogę musisz przyjąć również mój krzyż.

23.06.2024

Pan Jezus

Opowiadanie 2 – Wyciągnij rękę po szczęście

Był sobie człowiek, bardzo bogaty. Opływał we wszystko. Nie chciał mieć przyjaciół. Unikał kontaktu z ludźmi. Cieszył się jedynie sobą i swoim bogactwem. Sądził, że jego bogactwo wystarczająco zastępuje mu przyjaciół.

Pewnego dnia zapukała do jego domu mała dziewczynka. Bardzo się zdziwił, co ona może chcieć od niego. Patrzyła na niego swoimi dużymi dziecięcymi oczami.

-Czego chcesz? – zapytał szorstko.

-Przyjechałam tu z moim tatą. Mieszkamy obok. Chciałam się z kimś zaprzyjaźnić. Czy ma pan dzieci?

-Nie mam-odburknął -Szukaj gdzie indziej.

-Jak to możliwe, że nie ma pan dzieci? A ma pan żonę?

-Nie mam – odpowiedział zirytowany człowiek.

-Może ma pan kotka?

-Nie.

-To z kim się pan przyjaźni?

Człowiek mocno zdziwiony pytaniem chciał zatrzasnąć drzwi przed natrętnym dzieckiem, ale w tym momencie coś drgnęło w jego sercu. W uszach dzwoniło mu pytanie: Kto jest moim przyjacielem? Z kim się przyjaźnię?

Odpowiedział szorstko – Po co mi przyjaciele. Jestem bogaty. Nie chcę przyjaciół.

Dziewczynka nie zrażona jego irytacją spojrzała na niego ze zdziwieniem i stanowczo powiedziała.

-Trzeba mieć przyjaciół, żeby być szczęśliwym.

Mężczyzna nie chciał, ale podjął dialog – Jestem szczęśliwy, bo jestem bogaty.

Dziewczynka patrząc na niego zapytała z odwagą.

-To komu pan przynosi prezenty na święta? Kiedy ja przygotowuję prezenty dla przyjaciół, to jestem szczęśliwa. Kiedy otrzymuję od innych, też jestem szczęśliwa. Ale najbardziej cieszę się wtedy, kiedy widzę radość w oczach moich przyjaciół, kiedy ich obdarowuję.

-Nie robię nikomu prezentów, bo nie mam komu je dawać -powiedział zamyślony.

-Możemy się zaprzyjaźnić – odparła – Będzie pan mógł obdarować mnie, mojego tatę i mojego pieska, a my będziemy mogli pana obdarowywać. I tak będzie pan szczęśliwy, kiedy zobaczy pan, jak bardzo cieszymy się z tych prezentów.

-Pomyślę o tym -odrzekł wymijająco – Święta jeszcze daleko.

-Nie musi pan czekać do świąt, aby obdarować kogoś szczęściem. Wystarczy, że wyjdzie pan ze swojej twierdzy i serdecznie porozmawia z ludźmi. Zapyta o ich życie, o ich sprawy. Zaoferuje pomoc, uśmiechnie się do nich życzliwie, poświęci im swój czas i uwagę, podzieli się, choćby odrobiną swojego bogactwa z tymi, którzy mają zbyt mało. Wtedy zrozumie pan czym jest szczęście, czym jest przyjaźń. Proszę nas jutro odwiedzić. Mieszkamy obok z moim tatą. On się bardzo ucieszy, że pozna sąsiada. Zobaczy pan mojego pieska, a ja pokażę panu mój pokój pełen prezentów od moich wcześniejszych przyjaciół. Dzięki tym prezentom, pamiętam o nich, gdziekolwiek jestem.

I jeszcze jedno. Opowiem panu jutro o moim Przyjacielu, który jest zawsze ze mną, niezależnie gdzie przebywam i dokąd wyjeżdżam. Ma na imię Jezus. To On nauczył mnie widzieć w każdym człowieku swojego przyjaciela, który pragnie być przez mnie obdarowany wieloma prezentami takimi jak uśmiech, dobre słowo, pomoc i troska oraz życzliwość i serdeczność. Niech pan przyjdzie jutro. Mój tato na pewno się ucieszy z pana wizyty. A ja przygotuję pyszne ciasteczka.

16.06.2024

Pan Jezus

Opowiadanie 1 – Pycha i pokora

Był człowiek, który pragnął sławy i władzy. Chciał zdobyć ogromną fortunę i ciężko pracował, aby to osiągnąć. Dniem i nocą rozmyślał, co zrobić, by posiąść jeszcze więcej, by zdobyć pełnię władzy oraz utrzymać w posłuszeństwie swoich podwładnych. Zastanawiał się, co jeszcze może zrobić. Jaką obrać drogę postępowania. Wszystko cudownie mu się udawało. Cokolwiek zapragnął stawało się przez niego osiągalne. Był zachwycony i podbudowany, że posiadał takie zdolności i umiejętności, i że sam swoją ciężką pracą to wszystko osiągnął. Zgromadził wokół siebie ludzi oddanych, którzy mu ufali, którzy wiernie realizowali jego pomysły. Ale przyszedł czas nowy, czas trudny, czas doświadczeń, czas zagrożeń. Ów człowiek dalej ufał, że ma zdolności nieograniczone, i że poradzi sobie w każdej sytuacji, nawet najtrudniejszej. Kiedy jednak wszystko zaczęło wymykać się spod jego kontroli, kiedy jego plany zaczęły się załamywać, a ludzie stojący przy nim zaczęli naciskać na niego, aby coś wymyślił, aby zaradził tej trudnej rzeczywistości, zrozumiał wtedy, że nie wszystko od niego zależy. Zrozumiał, że w pomyślnym czasie był w stanie oprzeć się na swoich zdolnościach. Ale teraz, w tej nowej sytuacji nie ma już takich możliwości. Nie starcza mu siły i mądrości. Ten trudny czas prób i doświadczeń stał się jednak dla niego okazją do zobaczenia siebie w świetle prawdy. To był punkt zwrotny, moment, w którym musiał wybrać jakąś drogę, albo usunąć się na bok i odejść, albo stanąć ze skruchą w sercu i powiedzieć : „Boże prowadź. Chcę odtąd pełnić Twoją wolę i wsłuchiwać się w Twoje prowadzenie.”

Czy jednak wystarczy mu pokory i skruchy, jeśli dotąd sam dla siebie był panem i bogiem, i karmił swoją pychę własnymi osiągnięciami i zdolnościami oraz swoją samowystarczalnością.

Wszystko jest przecież do czasu. Wszystko kiedyś się skończy i pomyślność, i zdrowie, i władza, ale czy wystarczy siły duchowej oraz czasu na ziemi, aby pokłonić się przed Bogiem, uznać Jego potęgę i zwierzchność. Uniżyć się i z pokorą poprosić -„Pomóż mi Boże.”